Byk z ostatniego miotu

Byk jelenia, zatrzymał się 10 metrów ode mnie. Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem po czym ruszył w moim kierunku. Przez ułamek sekundy myślałem co mam zrobić? Strzelać czy uskoczyć?

To było ostatnie pędzenie tego dnia. Ucieszyłem się, kiedy z kartki odczytałem, że mam stanowisko numer 3, a więc zaraz na początku linii myśliwych. Po chwili, jeden z kolegów wyprowadził mnie z błędu, kiedy okazało się, że zająłem jego stanowisko. Po prostu pomyliłem numer pędzenia. Moje stanowisko miało numer 16, czyli ostatnie.

Cóż, przyśpieszyłem kroku, aby dogonić rozprowadzającego, którym był bardzo miły kolega po strzelbie. Ponieważ na tym polowaniu byłem gościem, rozprowadzający krótko opisał mi jak wygląda miot, skąd ruszy naganka oraz że jestem ostatnim myśliwym na linii. Zezwolił też na strzał w miot z zachowaniem szczególnej ostrożności. Odchodząc zaproponował jeszcze abym przesunął się kilka metrów w pobliże bardzo widocznego weksla – przejścia zwierzyny.

Po zajęciu stanowiska, załadowałem sztucer 3 nabojami i trzymając go w obu rękach czekałem na rozwój sytuacji. Dosłownie po paru minutach usłyszałem, jak ruszyła naganka a po chwili olbrzymi rumor i hałas łamanych gałęzi. Około 30 metrów przede mną ukazał się galopujący byk, który zaczął obierać właśnie weksel, przy którego końcu stałem. Zbliżając się przystanął na chwilę, obrócił jeszcze łeb w stronę nadchodzącej naganki, dzięki czemu, pomimo zaskoczenia, udało mi się ocenić wieniec. Obie tyki zakończone były pojedynczymi grotami – a więc szóstak, maksymalnie ósmak. To co zanotowałem to fakt, że wieniec był bardzo jasny. Byk raczej młody choć bardzo dobrze zbudowany. Po chwili ruszył w moją stronę, aby po sekundzie może dwóch dostrzec mnie.

Na początku, chyba obaj byliśmy zaskoczeni. On zdziwiony, może przerażony. Mnie zamurowało. Zamiast myśleć o podniesieniu broni do oka, analizowałem, w którą stronę powinienem uskoczyć, aby ratować swoją skórę. Wiadomo o strzale w miot nie było mowy.

Po krótkiej chwili byk ruszył w moim kierunku. Spiąłem się, lekko ugięły mi się kolana. Dosłownie w odległości pięciu metrów, cały czas patrząc na mnie, byk odbił w lewo chcąc mnie ominąć i schodząc z weksla całym pędem wbił się w bardzo gęste, wysokie, splątane krzaki. Cała jego masa została nagle zatrzymana przez wieniec, który zaplątał się w gałęziach. Szał z jakim zaczął walczyć, aby się wyplątać, siła z jaką następnie wyrwał krzaki i wyrzucił je przed siebie torując sobie drogę ucieczki tak mnie zaskoczyły, że nie byłem w stanie podnieść broni i strzelić.

Teraz oceniam, że była to  jedyna okazja na strzał. Trwało to może dwie, trzy sekundy. Niestety nie wykorzystałem ich. Nie byłem w stanie. Byk uwolnił się i pognał po otwartym polu w kierunku drogi co uniemożliwiło mi oddanie strzału do uchodzącego zwierza.

Jakież było zdziwienie kolegów myśliwych, którzy stali niedaleko mnie na linii. Podnieśli ręce w pytaniu, dlaczego nie strzelałem? W tamtym momencie, pełen emocji sam nie znałem jeszcze odpowiedzi.

Chyba brak doświadczenia w takiej sytuacji, zawahanie się, może trochę strachu spowodowało, że nie podniosłem broni do oka. A może rozwaga, że strzał nie byłby w pełni bezpieczny? Do teraz analizuję tę sytuację. Wydaje mi się, że nie wykorzystałem właśnie tych dwóch sekund, w których byk był unieruchomiony przez krzaki, w których splątał wieniec. Następnym razem, wykorzystując właśnie to doświadczenie, zapewne podejmę próbę strzału. Oczywiście o ile Święty Hubert podarzy zwierzyną i podobną sytuacją.

Krzysztof Wiśniewski